Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Autentyki XXXIV - bałwanek, bankowcy i wojaże

28 367  
10   37  
Drodzy bojownicy!!! Wiemy że w sieci pojawiły się fotki rzekomo z instrukcją redaktorki Reszki jak gotować rosół. Na wszystkie bóstwa jakie znamy!!!! Nie róbcie rosołu według tego przepisu!!!! Trzy domy już wyleciały w powietrze… To nie są te zdjęcia!!!! Do właściwych jeszcze wrócimy… teraz autentyki.

Na pierwszy ogień idzie Boska:

Zrzucili nas - wszystkich maturzystów (jako tych dojrzałych i świadomych obywateli) do sali gimnastycznej, co byśmy się wyedukowali w kwestii stosunków międzynarodowych. Przysłali profesorka z lubelskiego uniwerku i coś typ nadaje, średnio ciekawie i trochę się powtarzając, więc trzeba było konwersację podjąć. Wymieniam sobie historyjki z kumpelą (nie blondynką - zaznaczam), a że dziewczęciu coś się nie spodobało to jakiegoś pana chu#a w pewnym momencie rzuciła, po czym z trwogą za usta się łapiąc stwierdza, że nie może tak wulgarnie, bo u spowiedzi przecież w rekolekcje była.
Ja zaś jako obywatelka dociekliwa zapytuję:
- To jak wy sobie teraz z seksem radzicie z Twoim menem, skoro Ty taka istota bezgrzeszna masz być przynajmniej do świąt jeszcze?
Na co panna przebiegle i z miną wielce uszczęśliwioną odpowiada:
- Jakoś tak się nam szczęśliwie ułożyło, że okres mam.

(jak to było? I wilk syty i wilk syty?... nieważne – niech żyje polska hipokryzja…)

Telewizja ogłupia. To wiemy. Ale tylko dorosłych. Dzieci powiązują programy z życiem w facynujący sposób - tak pisze PędzącyWicherPustyni:

Na siódme urodziny mój syn otrzymał w prezencie klocki lego. Przy układaniu denerwował się, gdy mu coś nie wychodziło, krzycząc głośno:
- Kurde!
Słysząc to babcia upomniała go:
- Nie mów tak, bo to jest przekleństwo.
- To nie jest przekleństwo, babciu - odparł mój syn - to są wyścigi kolarskie. Oglądałem je z tatą w telewizji. Nazywają się "kurde frans".

(kurde polonie... to będzie chyba nasz ulubiony wulgaryzm...)

Zresztą nie tylko telewizję powiązują. O tym opowiada Lennox:

W niedziele po południu przyjechała do mnie i moich staruszków w odwiedziny moja wyrodna siostrzyczka z mężusiem bucem i (jedynym kumatym członkiem tamtej rodziny) 5-letnim synem Maćkiem.
Moje staruszki byli w kościele na godzinę 8:00 a że ja leniwy jestem to postanowiłem odklepać mszę o 20:00.
Tak więc godzina 20 na zegarku wiec zbieram się do wyjścia, ale Maciek zaczął mnie szarpać za rękaw mówiąc:
-Wujek, mogę iść z tobą?
Siostrunia była nieco przeciwna bo oni bezbożniki do kościoła nie chodzą (między innymi to jest jeden z powodów tego że moje staruszki się z siostrunią szarpią) ale "babcia" oczywiście przekonała siostrunię i Macia poszedł ze mną.
W kościele był spokojny, jednak w momencie kiedy ksiądz przy ołtarzu zjadał opłatek i popijał winem Maciek zagadał po cichu:
- Wujku, a co ksiądz teraz robi?
- Maćku, ksiądz teraz je opłatek i popija winem na pamiątkę ostatniej wieczerzy.
Siostrzeniec wysłuchał i już nic nie mówił do końca... ale widać było że go to mocno zaintrygowało.
Jak tylko wróciliśmy... "babcia" zapytała Maciusia o wrażenia:
- I jak Maciusiu, podobało ci się w kościółku?
- Tak babciu, bardzo.
- A co najbardziej wnusiu?
Maciek zachichotał i powiedział z rozbrajającą szczerością:
- Najbardziej... jak ksiądz jabcoka ciągnął.

(i zagryzał... i zagryzał....)

Wykładowcy jak zwykle nie zawodzą bojowników. Ba!!! Już dawno temu nie zawodzili - tak twierdzi Andora

Lata siedemdziesiąte. Bohaterem jest bardzo znany profesor matematyki,
dyrektor jednego z instytutów PAN. Profesor pracuje nad dowodem nowego
twierdzenia, więc jest bardzo zaaferowany. W drodze do pracy zapomina
skasować biletu w autobusie i niestety musi zapłacić mandat.
Wchodzi do swego gabinetu w instytucie i opowiada o incydencie
sekretarce. Na końcu ma miejsce następujący dialog:

Profesor -- Ja im nie daruję. Będę teraz jeździł na gapę, tak długo aż zwróci mi się mandat.
Sekretarka -- Panie profesorze, to niebezpieczne. Jak pana złapią, to poniesie dalsze straty materialne.
Profesor -- Żeby zminimalizować liczbę koniecznych przejazdów, będę jeździł
z bagażem.

(a pies to co??? pies??????)

W autentykach nie powinno zabraknąć tematyki motoryzacyjnej. Prosto z salonu (nie Genewskiego) dla bojowników zdaje relację Ghostshadow:

Znajomy pojechał zimową porą z 6-cio letnim synkiem do salonu Alfa Romeo  po odbiór nowego samochodu. Po wyjechaniu z salonu synek zauważył stojącego na pustym parkingu niewielkiego bałwanka.
- Tato! pukniemy bałwanka? - z uśmiechem zapytał...
Tata widząc uśmiechnięta twarz swego dziecka docisnął pedał gazu i skierował się na bałwanka, już po chwili siedział zdziwiony w samochodzie w którym zadziałały wszystkie poduchy.
Bałwanek okazał się być ulepiony na hydrancie. Samochód z rozwalonym dokumentnie przodem już na holu wrócił do salonu wśród owacji na stojąco pracowników.

(To i wiemy skąd te opinie o awaryjności włoskich samochodów... jak toto się psuje zaraz po wyjeździe z salonu...)

Było już o samochodach.. więc czas na karty bankowe i niezawodnego miśka666. Od razu powiemy - to się nie działo 1 kwietnia...

Zadzwoniła kobiecina z jednego sklepu że jej terminal zachowuje się dziwnie.
Pytamy się :
- Dlaczego dziwnie ?
- No bo wie pan tak właściwie transakcje przechodzą. Wszystko jest OK .. ale on jakieś taki dziwne rzeczy wyświetla...
- Jakie dziwne rzeczy ??
- No bo tak. Wciskam "sprzedaż", przeciągam kartę, wpisuję kwotę i mi się wyświetla na zmianę: HOP! SIUP! HOP! SIUP! ... czy to nie dziwne ?? A potem już jest normalnie wszystko ...
- ???????
Przyznam że w pierwszej chwili pomyślałem że baba się niezłego towaru najarała... ale na wszelki wypadek zgłoszenie przyjąłem i przekazałem dalej ...
No i okazało się, że to był terminal na którym nasi serwisanci testowali jakieś nowe aplikacje a że im się nudziło to komunikaty: WYSYŁAM! ODBIERAM! nieco zmodyfikowali...

(nam by się jeszcze bardziej podobało gdyby te komunikaty były udźwiękowione i z terminalu wydobywał się ekstatyczny kobiecy głos... acchhhhh... occhhhhh...)

W pewnym banku zepsuł się bankomat. Był to bankomat wewnętrzny. Przyjechał serwisant... siedział w środku i coś tam przy nim majstrował. Nad bankomatem przykleił kartkę z informacją "Bankomat nieczynny". Z resztą monitor był wyłączony i można się było tego domyśleć. W każdym bądź razie serwisant siedział w środku i nie spiesząc się coś tam naprawiał.... jedną ręką bo w drugiej miał kanapkę ...
W pewnym momencie do bankomatu podeszła jakaś babina i ignorując kartkę + wyłączony monitor wepchnęła kartę do środka ... serwisant wypchnął ją z powrotem ... babcia wepchnęła ją jeszcze raz ... serwisant ponownie ją wypchnął licząc na to, że może dotrze do babci że jest coś nie tak ... babcia jednak nie wiele się przejmując wepchnęła ją po raz trzeci ....
Serwisant otworzył panel z monitorem ... wyciągnął do babci rękę z kartą i powiedział:
- JEM PRZECIEŻ !!!.

(Gdzie jest Bareja??? Weźcie i mu napiszcie że Miś żyje!!!)


Do Europy mamy coraz bliżej. Już niecały miesiąc… Ale gdzie tam będziemy czekać – zawieziemy was bojownicy tam już dziś. Z pilotem-bojowniczką bonią3, której opowieści dziś w czteropaku:

Jadę do Rzymu z grupa bogatych przedsiębiorców, którzy za wszystko ZAPŁACILI I SIE DOMAGAJĄ, wszędzie byli, wszystko widzieli. nic tylko strzelić setkę przed wejściem do autobusu.
Miejsce akcji: Rzym, bazylika św. piotra. przewodniczka dwoi się i troi, gada jak najęta - prawie cała grupa zadowolona, bo ktoś się nimi porządnie zajmuje.
Podchodzi do mnie gość (dwa aparaty na piersiach, kamera w dłoni) i pyta:
- A gdzie scena z palcem?
Ja osłupienie, prawie słup soli...
- Proszę, o co pan pyta??
Zapłaciłem za tę wycieczkę 2,5tys. i nie widzę sceny z palcem, to chryja, napisze skargę... ja ciągle myślę intensywnie... nagłe olśnienie i mówię:
- scena z palcem jest w kaplicy sykstyńskiej, będzie po bazylice… w ostatniej chwili załapałam że facetowi chodziło o fresk Michała Anioła – rzeczywiście Bóg wyciąga tam rękę do Adama i dotykają się palcami…

Pilotuję grupę kombatantów jadących do Ojca Świętego. Atmosfera uduchowiona. Zbliżamy się do strefy wolnocłowej Znojmo. Przed postojem mówię ile czego można przewieźć, co warto kupić itp. i na koniec mówię z doświadczenia:
- Moja gorąca prośba do Pań by nie przesadzały z pryskaniem się perfumami, bo jak się tyle zapachów zmiesza to nie dojedziemy żywi do Rzymu.
Poszli.........
Wracają, wchodzą do autobusu i mija mnie pani tak waląca perfumami, że można paść jak mucha, więc mówię:
- Oj widzę, że psikała się Pani paroma perfumami.......
Babka z uśmiecham mony lisy:
- Oj nie tylko jednym się psikałam!
Na co jej koleżanka wchodząca za nią:
- Może i jednym ale nawet w gacie sobie napsikała!!!

Pilotuję wycieczkę sportowców do Włoch.. ogólnie sami młodzi faceci wiec jest ok. Trener tylko deczko posunięty w latach.
Trzeba nadmienić, że włosi jak mówią to dość głośno i machają rękami, dla nie obeznanych wygląda to jakby krzyczeli....
Jesteśmy na placu Św. Piotra, tłum ludzi, podchodzi do nas policjant i pyta czy mamy zamówionego przewodnika (jest obowiązek brania miejscowego przewodnika), ja na to że mamy i właśnie na niego czekamy.
Policjant dość rozmowny był i zabawiał mnie rozmową czekając na przewodnika.
Nagle słyszę szept uczestnika:
- Trenerze, trenerze, pan zobaczy jak ten makaroniarz krzyczy na NASZA panią pilot! I jeszcze z łapami do niej startuje!
Podchodzi trener obserwuje sytuacje, i nagle zasłania mnie swym ciałem i szepcze:
- Pani się nie boi nie takim ch#jom dawałem rade!

Wycieczka z pracownikami wyższej uczelni, pary profesorów, doktorów, docentów itp. pełna tytułomania, zwracają się do siebie: pan docent pozwoli....itp.
Moszczą się w autobusie, prym wiedzie jeden profesor. Podchodzi do mnie i pyta (cały autobus słyszy):
- Czy pani jest pilotem?
- Tak to ja, miło mi…
- Mogę wiedzieć jakie pani ma wykształcenie?
Ja nieśmiało : wyższe....
Prof: jaki kierunek?
Ja już się jąkam : geografia....
Prof. na cały autobus mocno powątpiewającym tonem:
- Mili państwo, pani jest po geografii! Więc chyba wie gdzie jedziemy...

(i my się jeszcze dziwimy, że nie wszyscy nas w tej Europie chcą???)

W tym tygodniu to koniec. Oczywiście jak przydarzy wam się Bojownicy zabawne zdarzenie to wiecie gdzie wrzucić, nespa?

A jaki tam koniec... musimy wrócić do rosołu. Po gorącej a mocno burzliwej dyskusji redakcyjnej postanowiliśmy nie upubliczniać sesji instrutażowo-zdjęciowej Redaktorzycy Reszki. Rosół gotowany jej sposobem jest mało bezpieczny. Spróbowaliśmy ugotować zgodnie z instrukcją (choć bobesh mocno się dziwił, po jaką cholerę do gotowania rosołu potrzebna jest wężownica i kolumna rektyfikacyjna) i owszem - wyszedł nawet smaczny... Tyle że po pierwszym talerzu Whisky zaczął coś mamrotać o burbonie, Strzelec z okrzykiem "jestem koziorożcem" wybiegł gdzieś z obłędem w oczach i dzikością w sercu, a Kozak rzekł, że rzuca w cholerę redakcję i zostaje BORowikiem. Pablo i Joe nie zdążyli spróbować i pewnie dlatego możecie to przeczytać...
Tak więc ostrzegamy jeszcze raz: NIE GOTOWAĆ ROSOŁU RESZKI!!!!


Oglądany: 28367x | Komentarzy: 37 | Okejek: 10 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało