Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Wielka księga zabaw traumatycznych C

23 963  
4   3  
Kliknij i zobacz więcej!Setna część księgi. Zatem będą krwiożercze huśtawki, spadające cegły, porażająca elektryczność, ostre noże, rowerki i nieprzyjazne drzewa. A wszystko okraszone cierpieniem i nieraz krwią!

Nie powtarzajmy tego! Nigdy! Osobom, których psychika nie jest wypaczona stanowczo odradzamy lekturę, pozostałych zapraszamy, im i tak jest wszystko jedno...

ZUCH DZIEWCZYNA

Miałam wówczas jakieś 9-10 lat i stosunkowo za dużo pomysłów. Rzecz wydarzyła się latem, kiedy w domku mojej babci na wsi budowany był nowy ganek. Aby zbudować nowy, trzeba oczywiście rozebrać stary, a że zbudowany był z drewna, nie stanowiło to większego problemu. Deski ze starego ganku "panowie majstrzy" zanieśli do szopy. Oczywiście, nie trzeba tłumaczyć, że mama kategorycznie zabroniła bawienia się w szopie z deskami, bo to niebezpieczne, bo są w nich drzazgi, gwoździe itd., itp., bla, bla, bla...
Dlatego właśnie postanowiłam urządzić sobie mały tor przeszkód, wiadomo gdzie. Pamiętam, że miałam wtedy takie śmieszne, granatowe trampeczki z czerwonymi sznurówkami i gumową podeszwą. Łaziłam po deskach, skakałam, biegałam, aż nagle poczułam niesamowity, przeszywający ból w prawej stopie.
Kiedy spojrzałam na dół, z buta oczywiście wystawał całkiem spory, zardzewiały (a może zakrwawiony?) gwóźdź. Tak, miałam stopę przebitą na wylot. Już chciałam zawołać mamę, ale przypomniałam obie, że przecież zabroniła bawić się w szopie i może być bardzo zła. Dlatego, w pierwszym, dziecięcym odruchu, chyba wiecie co zrobiłam - podniosłam, yyy to jest wyszarpnęłam nogę i pokuśtykałam do domu. Nogę polałam wodą jodyną (bolało jeszcze bardziej), bo akurat dzień wcześniej dowiedziałam się, do czego służy i nic nikomu nie powiedziałam. Nie wiem, jakim cudem nie dostałam gangreny, ale po miesiącu noga prawie całkiem się zagoiła. Mniej więcej wtedy mama zauważyła dziurę w podeszwie trampka, ale nie miało to już większego znaczenia. Dziś o przygodzie przypomina mi tylko mała blizna.

by Wilczek665

* * * * *

ŚTAFKA

Historia zdarzyła się podczas jednych z moich wakacji, które to mała Żanetka (4lat) spędzała u babci w mieście, ale prawie już na wsi. Jako dziecko żądne wrażeń i pełne energii, zawsze bawiłam się na podwórku, na którym była piaskownica, paru równolatków i przede wszystkim ogromne (dla mnie one były ogromne) trzy metalowe huśtawki. Nie pozwalano mi do nich podchodzić, ponieważ już parę dzieciaków przede mną zostało brutalnie zaatakowanych przez te krwiożercze potwory. A jak powszechnie wiadomo, zakazany owoc kusi najbardziej. No i kiedy tylko udało mi się wyrwać ze szponów mojej babci, od razu biegłam w stronę no i w końcu babcia nie zdążyła mnie złapać. Żanetka krzycząca "Śtafka! śtafka" przeżyła bliskie spotkanie z tym przedmiotem zabaw. Wynikiem było wyjątkowe bolesne i przedwczesne pozbawienie mnie uzębienia, a huśtawki zostały eksterminowane. Na szczęście nie wyglądam jak człowiek-słoń i cieszę się stałymi dużymi przednimi zębami.

Jetka @

* * * * *

SKOKI

Były sobie huśtawki. I na huśtawkach się huśta. Lecz rezolutne dzieci wykorzystały huśtawki do celów szatańskich. Skakały z nich. Pewnego razu dziecko o imieniu TOMASZ zaczęło się huśtać. Lecz włożyło palec w tą dziurkę, co się zapina łańcuszek. Skoczył. Niestety bez prawego kciuka. Niestety, kciuka nie odnaleziono.


Bajdo @

* * * * *

ROZPAŁKA

Pewnego razu pojechaliśmy ze znajomymi nad jeziorka na dni kilka pod namioty. A że pogoda dosyć podła była ogniska, które robiliśmy paliły nam się dosyć słabo (nie wspominając, że sporym wyczynem było rozpalenie wszystkich zawilgoconych gałęzi i badyli).
Więc pod koniec wyprawy poprosiliśmy znajomka, który mieszkał niedaleko wspomnianego jeziora, żeby podrzucił nam piłę, to zetniemy jedno uschnięte drzewo (jak uschnięte, to zakładaliśmy, że suche). Co też uczyniliśmy i ułożyliśmy je w piękny stos w środku wypchany całą resztką papieru do d... toaletowego i wszystkiego innego co nadawało się na rozpałkę.
Z rozpalaniem poczekaliśmy na znajomego, żeby zobaczył czego dokonaliśmy pożyczoną od niego piłą. Przyjechał swoim maluchem, mając na tylnym siedzeniu świeżo napełniony 10cio litrowy kanisterek benzyny.
Gdy podpałka nam się już prawie wypaliła, a drzewo (suche, a jednak nie do końca) ledwie się tylko gdzieniegdzie żarzyło, wpadłem na pomysł "pożyczenia" paru kropel benzyny od kumpla. Tak się rozhulałem, że wlałem - biegając wokół słabo, bo słabo, ale palącego się ogniska - całe 10 litrów bezołowiowej.
Bóg kocha idiotów, bo dopiero jak odchodziłem z pustym kanistrem usłyszałem solidny huk i poczułem na plecach nielichy ciepły podmuch. Płomień był na ładnych kilka metrów w górę.
Dopiero jak się zastanowiłem, że benzyna mogła "zaskoczyć" w trakcie podlewania z kanistra zrobiło mi się trochę straszno.

by Maszkarnik @

* * * * *

MROŻONA HERBATA

W wieku lat chyba 9, bardzo lubiłem mrożoną herbatę. Ale, że była bardzo droga postanowiłem sam ją zrobić. Po zaparzeniu herbaty (właściwie to mama zaparzyła) i dosypaniu cukru przyszła pora na lód. Więc wyjmuje obiekt z zamrażalnika i uderzam o deskę. Nic się nie dzieje. Powtarzam operacje jeszcze parę razy. Bez efektu. Biorę nóż i kuje, a drugą ręką przytrzymuje foremkę. Po paru trafionych ciosach ostatni był chybiony. Trafiłem w miejsce między kciukiem a palcem wskazującym. Boli, ale krew nie leci, więc pracuje dalej. Przypomniałem sobie, że brakuje jeszcze cytryny. Wciskam sok do napoju, jednak trochę trysło mi na okaleczone miejsce. Wtedy dopiero poczułem co to jest ból. Skakałem jak opętany przez jakieś 15 minut. A na dokładkę dostałem jeszcze za zabawę ostrym nożem. Ale to nie zniechęciło mnie do herbaty, a tym bardziej mrożonej.

by Wegos

* * * * *

PELIKAN

Kilkanaście lat temu będąc jeszcze brzdącem lat około 9, śmigałam sobie na moim pięknym, błękitnym składaczku, o ornitologicznej nazwie "Pelikan", po okolicznych pagórkach, Akurat niedaleko powstawało nowe osiedle, więc tras wyczynowych było mnóstwo. I tak cudnie się bawiąc, pokonując kolejną wyżynę nagle znalazłam się na ziemi. Było to o tyle dziwne, że wylądowałam z pięknym telemarkiem, wciąż trzymając kierownice w rękach. Okazało się, że rower pękł gdzieś w okolicach środka ramy, rozleciał się na pół, a ja mogłam tylko patrzeć jak reszta ramy z tylnym kołem zjeżdża z górki wprost pod kola samochodu nadjeżdżającego sąsiada. Możecie sobie wyobrazić minę sąsiada w panice i z obłędem w oczach szukającego reszty rowerka i jego właściciela. Ale większą frajdę miałam gdy (notabene ten sam) sąsiad spawał mój rowerek. Tak się zapatrzyłam, że prawie dwa dni nic nie widziałam (do tej pory nosze okulary). A jeżdżenie na spawanym rowerze przysporzyło mi niesłychanej popularności wśród rówieśników.

by Trinity83 @

* * * * *

BOMBA POSZŁA!

Było to w 1986 roku (miałem wtedy 6 lat). Chciałem zbudować domek na drzewie (4-letni, rozłożysty orzech) w przydomowym ogródku. Nie jakieś byleco, tylko porządny domek. Stwierdziłem, że użyję cegieł z pobliskiej budowy. Po wtaszczeniu kilku sztuk na wysokość 1 piętra. Zmieniłem zdanie. Stwierdziłem, że pobawię się w bombardowanie. W owym czasie propaganda telewizyjna puszczała radzieckie filmy wojenne, 4 pancernych i filmy instruktażowe Obrony Cywilnej.
No to bums, poleciała pierwsza cegła. Nie wiem jak, nie wiem skąd. Pod drzewem przechodził mój brat (natenczas 3-letni) i oberwał centralnie w czachę. Do dziś ma wgłębienie w głowie, talent do informatyki oraz dysortografię i dysgrafię.

by Hr_czapski

* * * * *

ELEKTRYCZNOŚĆ

Na początku lat 80 dostałem w prezencie lokomotywę na baterie. Kolejka miała jakieś 30-40cm jeździła sobie świecąc żarówką w kominie i wydając różne dźwięki. Niestety baterie szybko się skończyły a zapasowych nie było. Jednak to żaden problem dla pomysłowego 10 latka.
Znalazłem długi przedłużacz, rozebrałem końcówkę a kabelki podłączyłem do blaszek z którymi stykają się baterie.
Postawiłem ciufcię na podłodze i wetknąłem wtyczkę do kontaktu. Coś błysnęło, coś strzeliło, coś zadymiło i ciufcia już nigdy więcej nie pojechała. Cieszyłem się nią jeden dzień.
To nie wszystkie moje eksperymenty z elektrycznością. Będąc w 6 czy 7 klasie podstawówki przerobiliśmy z kolegą wtyczkę tak, że po włożeniu do kontaktu powodowała zwarcie. Na przerwie biegaliśmy po piętrach i wysadzaliśmy korki. Największy nasz sukces to wysadzenie korków w pokoju nauczycielskim i gabinecie pani dyrektor. Woźny pewnie nas długo przeklinał.

by Tomirek

* * * * *

ZJAZD

Pewnego słonecznego dnia w wakacje, jak każdy urwis nudziłem się baaaardzo z kolega. Postanowiliśmy połazić po drzewach, kasztan, wierzba i w końcu jarzębina. Po jakimś czasie i to nam się znudziło, więc zaczęliśmy się łapać małej, miękkiej gałązki i po niej zjeżdżać.
O jakiż to był błąd!!!
Jakiś czas wszystko szło bardzo dobrze, nic się nie działo, gałąź cała ,tylko bez listków. Ale jakimś cudem ślizgając się na gałęzi puściłem ją, zrobiłem fikołka w powietrzu o 180 stopni i uderzyłem głową o płotek przedszkola ,na którego terenie znajdowało się owe nieszczęśliwe drzewo. Zamroczyło mnie na parę sekund chyba i wstałem z ziemi. Nic nie boli, wszystko w porządku no to pomyślałem, że pójdę do domu. Kiedy przechodziłem przez płot kolega krzyknął, że mam dziurę w głowie, wysiliłem się na jakiś żart i z przerażeniem, osłabły z sił pobiegłem ledwo do domu. Potem oczywiście dezynfekcja głowy przez ojca-lekarza i hajda na ostry dyżur, pamiętam, że dopiero znieczulenie przy szyciu, wywołało ból. Od tamtego czasu byłem bardzo ostrożny i nic mi się nie przydarzało. Za to koledze, z którym zjeżdżałem skrzywiłem przegrodę nosową gałęzią jakiś czas później w mikołajki.

by Iwan22

* * * * *

ŚLIZG

Historia znajomego. Jakiś czas temu, w czasie gdy temperatura schodziła ostro poniżej zera (znaczy się zima była), wybrał się na górkę w parku. Z racji pory roku i pomysłowości lokalnej młodzieży zrobiono tam ślizgawkę. Lód był gruby, ale z powodu dużej przepustowości oraz różnego rodzaju form zjazdów bym nieźle pożłobiony. No i właśnie owy znajomy stoi sobie na szczycie górki przyglądając się zabawom otaczających go ludzi, gdy ktoś zdecydował, by i on dołączył się do zabawy i zwyczajnie popchnął go na ślizgawkę. Kolega nie utrzymał równowagi i, nie wiem czemu, ale poleciał na twarz i przejechał po pożłobionym lodzie. Efekt był oczywisty - złamany nos, pełno zadrapań i masa krwi. Do dziś widać efekty tego upadku. Gdy pojechał na pogotowie lekarz skomentował:
- Znowu nam jakiegoś żula nam przywieźli.

by Pakus.pl @

Traumatycy i wszyscy inni przeżywające mrożące krew w żyłach przygody! To seria o Was i dla Was! Klikaj w ten linek i pisz! Opisz naprawdę traumatyczną historię, która zagości na stronie głównej i którą przeczytają tysiące ludzi! W tytule maila wpisz WKZT, to mi bardzo ułatwi zbieranie opowiadań.

UWAGA! Znaczek @ występuje przy nickach osób, które nie założyły sobie (jeszcze) konta na najlepszej stronie z humorem na świecie!

Oglądany: 23963x | Komentarzy: 3 | Okejek: 4 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało