To był cud. Bez większego trudu można było przekształcić występek w cnotę, oszczerstwo w prawdę, impotencję w abstynencję, bezczelność w skromność, rabunek w filantropię, złodziejstwo w zaszczyt, bluźnierstwo w mądrość, brutalność w patriotyzm i sadyzm w wymiar sprawiedliwości. Każdy mógł to zrobić; rzecz nie wymagała specjalnych zdolnośći. Wystarczyło nie mieć charakteru.
[płk. Cathcart]
Wcale nie uważam, że wszyscy szeregowcy i podoficerowie są brudni, ordynarni i gorsi od nas.
[płk. Cathcart]
Generał Peckam zaleca nawet abyśmy wysyłali naszych żołnierzy do walki w mundurach wyjściowych, aby wywierali dobre wrażenie na nieprzyjacielu, jeżeli zostaną zestrzeleni.
- [płk. Cathcart] Mają przecież chyba swojego Boga i swojego kapelana?
- [Kapelan] Nie, panie pułkowniku.
- Co pan wygaduje? Czy to znaczy, że oni modlą się do tego samego Boga co my?
- Tak jest, panie pułkowniku.
- I on ich wysłuchuje?
- Tak sądzę, panie pułkowniku.
- Niech mnie diabli porwą - zauważył pułkownik i aż prychnął zdziwiony i rozbawiony
[płk. Cathcart do kapelana]
Czy nie możemy modlić się o coś dobrego, na przykład o bardziej precyzyjne bombardowanie?
[mówi lekarz]
- Dawniej bardzo mnie podniecało ratowanie ludziom życia. Teraz zastanawiam się, po cholerę ja to robię, skoro oni i tak muszą umrzeć.
Był więc tylko jeden kruczek – paragraf 22–który stwierdzał, że troska o życie w obliczu realnego i bezpośredniego zagrożenia jest dowodem zdrowia psychicznego. Orr był wariatem i mógł być zwolniony z lotów. Wystarczyło, żeby o to poprosił, ale gdyby to zrobił, nie byłby wariatem i musiałby latać nadal. Orr byłby wariatem, gdyby chciał latać dalej, i byłby normalny, gdyby nie chciał, ale będąc normalny musiałby latać. Skoro latał, był wariatem i mógł nie latać; ale gdyby nie chciał latać, byłby normalny i musiałby latać.
– Ci ludzie są waszymi gośćmi! (...) Przebyli przeszło trzy tysiące mil, aby dostarczyć wam rozrywki. Jak się będą czuli, jeżeli nikt nie przyjedzie ich oglądać? Jak to wpłynie na ich morale? Słuchajcie, panowie, ja nie mam w tym żadnego interesu, ale ta dziewczyna, która chce dziś dla was zagrać na akordeonie, jest w tym wieku, że mogłaby być matką. Jak byście się czuli, gdyby tak wasza matka przebyła przeszło trzy tysiące mil, żeby zagrać na akordeonie żołnierzom, a oni nie chcieliby jej słuchać? Co będzie czuło to dziecko, którego matką mogłaby już być ta akordeonistka, kiedy dorośnie i dowie się o tym? Odpowiedź na to pytanie może być tylko jedna. Panowie, nie chciałbym zostać źle zrozumiany. Wszystko to jest oczywiście dobrowolne. Jestem ostatnim pułkownikiem na świecie, który by kazał wam iść i bawić się pod przymusem, ale życzę sobie, aby każdy, kto nie jest taki chory, że musi leżeć w szpitalu, poszedł natychmiast na ten występ i bawił się. Proszę to uważać za rozkaz!
– Co panu przypomina ta ryba?
– Inną rybę.
– A ta inna ryba?
– Jeszcze inną rybę.
Ja wam powiem, co to jest sprawiedliwość. Sprawiedliwość to kolanem w brzuch z ziemi w zęby w nocy skrycie nożem z góry w dół na magazyn okrętu przez worki z piaskiem wobec przeważającej siły w ciemnościach bez słowa ostrzeżenia. Za gardło. Oto, czym jest sprawiedliwość, kiedy musimy być twardzi i niezłomni, aby stawić czoło szkopom. Z biodra. Rozumiecie?
Generał był przeciwny małżeństwu swojej córki z pułkownikiem Moodusem, ponieważ nie lubił chodzić na śluby.
– Kiedy byłem małym chłopcem – odpowiedział Orr – całymi dniami chodziłem z dzikimi jabłkami w ustach, po jednym z każdej strony. Yossarian [...] zastygł podejrzliwie w pozie pełnej napięcia. Po minucie nie wytrzymał i spytał:
– Dlaczego?
Orr zachichotał zwycięsko.
– Bo są lepsze niż kasztany – odpowiedział.
– Musiał być jakiś powód. (...) Nie mogli ot tak sobie włamać się tutaj i wszystkich wypędzić.
– Żadnego powodu (...) Paragraf dwudziesty drugi mówi, że mogą zrobić wszystko, czego nie możemy im zabronić.(...) Nie ma obowiązku pokazywania paragrafu dwudziestego drugiego.(...) Tak mówi prawo.
– Założę się, że takiego paragrafu w ogóle nie ma.
O klubie oficerskim:
Yossarian ani razu nie przyszedł pomóc przy budowie, za to później, gdy klub już ukończono, przychodził bardzo często, urzeczony tym dużym, pięknym, nieregularnym budynkiem krytym gontem. Była to rzeczywiście wspaniała konstrukcja i Yossariana przepełniało uczucie niekłamanej dumy, ilekroć spojrzał na nią i pomyślał, że nawet nie kiwnął palcem przy jej wznoszeniu.
Pułkownik został przebadany, co się zowie. Każdy organ jego ciała naszpikowano lekarstwami, sponiewierano, wydrenowano i wydrylowano, obmacano i sfotografowano, wyjęto, splądrowano i wsadzono z powrotem.
Teksańczyk był człowiekiem miłym, sympatycznym i koleżeńskim. Po trzech dniach wszyscy mieli go po dziurki w nosie.
Wiem, że jest wojna. Wiem, że trzeba ponosić ofiary dla zwycięstwa. Ale dlaczego akurat ja? Dlaczego nie wezmą do wojska któregoś z tych starych lekarzy, deklamujących w kółko, że pracownicy służby zdrowia powinni być zawsze gotowi do poświęceń? Ja nie chcę się poświęcać. Ja chcę zarabiać forsę.
Zdrowie to coś, czego nigdy nie można być pewnym przez dłuższy okres czasu.
Yossarian zawdzięczał zdrowie ćwiczeniom fizycznym na świeżym powietrzu, pracy zespołowej i duchowi sportowemu, gdyż uciekając przed tym wszystkim odkrył po raz pierwszy szpital.
[płk. Cathcart]
Wcale nie uważam, że wszyscy szeregowcy i podoficerowie są brudni, ordynarni i gorsi od nas.
[płk. Cathcart]
Generał Peckam zaleca nawet abyśmy wysyłali naszych żołnierzy do walki w mundurach wyjściowych, aby wywierali dobre wrażenie na nieprzyjacielu, jeżeli zostaną zestrzeleni.
- [płk. Cathcart] Mają przecież chyba swojego Boga i swojego kapelana?
- [Kapelan] Nie, panie pułkowniku.
- Co pan wygaduje? Czy to znaczy, że oni modlą się do tego samego Boga co my?
- Tak jest, panie pułkowniku.
- I on ich wysłuchuje?
- Tak sądzę, panie pułkowniku.
- Niech mnie diabli porwą - zauważył pułkownik i aż prychnął zdziwiony i rozbawiony
[płk. Cathcart do kapelana]
Czy nie możemy modlić się o coś dobrego, na przykład o bardziej precyzyjne bombardowanie?
[mówi lekarz]
- Dawniej bardzo mnie podniecało ratowanie ludziom życia. Teraz zastanawiam się, po cholerę ja to robię, skoro oni i tak muszą umrzeć.
Był więc tylko jeden kruczek – paragraf 22–który stwierdzał, że troska o życie w obliczu realnego i bezpośredniego zagrożenia jest dowodem zdrowia psychicznego. Orr był wariatem i mógł być zwolniony z lotów. Wystarczyło, żeby o to poprosił, ale gdyby to zrobił, nie byłby wariatem i musiałby latać nadal. Orr byłby wariatem, gdyby chciał latać dalej, i byłby normalny, gdyby nie chciał, ale będąc normalny musiałby latać. Skoro latał, był wariatem i mógł nie latać; ale gdyby nie chciał latać, byłby normalny i musiałby latać.
– Ci ludzie są waszymi gośćmi! (...) Przebyli przeszło trzy tysiące mil, aby dostarczyć wam rozrywki. Jak się będą czuli, jeżeli nikt nie przyjedzie ich oglądać? Jak to wpłynie na ich morale? Słuchajcie, panowie, ja nie mam w tym żadnego interesu, ale ta dziewczyna, która chce dziś dla was zagrać na akordeonie, jest w tym wieku, że mogłaby być matką. Jak byście się czuli, gdyby tak wasza matka przebyła przeszło trzy tysiące mil, żeby zagrać na akordeonie żołnierzom, a oni nie chcieliby jej słuchać? Co będzie czuło to dziecko, którego matką mogłaby już być ta akordeonistka, kiedy dorośnie i dowie się o tym? Odpowiedź na to pytanie może być tylko jedna. Panowie, nie chciałbym zostać źle zrozumiany. Wszystko to jest oczywiście dobrowolne. Jestem ostatnim pułkownikiem na świecie, który by kazał wam iść i bawić się pod przymusem, ale życzę sobie, aby każdy, kto nie jest taki chory, że musi leżeć w szpitalu, poszedł natychmiast na ten występ i bawił się. Proszę to uważać za rozkaz!
– Co panu przypomina ta ryba?
– Inną rybę.
– A ta inna ryba?
– Jeszcze inną rybę.
Ja wam powiem, co to jest sprawiedliwość. Sprawiedliwość to kolanem w brzuch z ziemi w zęby w nocy skrycie nożem z góry w dół na magazyn okrętu przez worki z piaskiem wobec przeważającej siły w ciemnościach bez słowa ostrzeżenia. Za gardło. Oto, czym jest sprawiedliwość, kiedy musimy być twardzi i niezłomni, aby stawić czoło szkopom. Z biodra. Rozumiecie?
Generał był przeciwny małżeństwu swojej córki z pułkownikiem Moodusem, ponieważ nie lubił chodzić na śluby.
– Kiedy byłem małym chłopcem – odpowiedział Orr – całymi dniami chodziłem z dzikimi jabłkami w ustach, po jednym z każdej strony. Yossarian [...] zastygł podejrzliwie w pozie pełnej napięcia. Po minucie nie wytrzymał i spytał:
– Dlaczego?
Orr zachichotał zwycięsko.
– Bo są lepsze niż kasztany – odpowiedział.
– Musiał być jakiś powód. (...) Nie mogli ot tak sobie włamać się tutaj i wszystkich wypędzić.
– Żadnego powodu (...) Paragraf dwudziesty drugi mówi, że mogą zrobić wszystko, czego nie możemy im zabronić.(...) Nie ma obowiązku pokazywania paragrafu dwudziestego drugiego.(...) Tak mówi prawo.
– Założę się, że takiego paragrafu w ogóle nie ma.
O klubie oficerskim:
Yossarian ani razu nie przyszedł pomóc przy budowie, za to później, gdy klub już ukończono, przychodził bardzo często, urzeczony tym dużym, pięknym, nieregularnym budynkiem krytym gontem. Była to rzeczywiście wspaniała konstrukcja i Yossariana przepełniało uczucie niekłamanej dumy, ilekroć spojrzał na nią i pomyślał, że nawet nie kiwnął palcem przy jej wznoszeniu.
Pułkownik został przebadany, co się zowie. Każdy organ jego ciała naszpikowano lekarstwami, sponiewierano, wydrenowano i wydrylowano, obmacano i sfotografowano, wyjęto, splądrowano i wsadzono z powrotem.
Teksańczyk był człowiekiem miłym, sympatycznym i koleżeńskim. Po trzech dniach wszyscy mieli go po dziurki w nosie.
Wiem, że jest wojna. Wiem, że trzeba ponosić ofiary dla zwycięstwa. Ale dlaczego akurat ja? Dlaczego nie wezmą do wojska któregoś z tych starych lekarzy, deklamujących w kółko, że pracownicy służby zdrowia powinni być zawsze gotowi do poświęceń? Ja nie chcę się poświęcać. Ja chcę zarabiać forsę.
Zdrowie to coś, czego nigdy nie można być pewnym przez dłuższy okres czasu.
Yossarian zawdzięczał zdrowie ćwiczeniom fizycznym na świeżym powietrzu, pracy zespołowej i duchowi sportowemu, gdyż uciekając przed tym wszystkim odkrył po raz pierwszy szpital.