Zmarł mój przyjaciel. Rówieśnik mój. Jedna z niewielu osób, z którą mogłem sobie pogadać o wszystkim i o niczym. Facet po przejściach, we własnym świecie. Wyglądał, jak mechanik łodzi podwodnej z serialu das boot. Umiał znacznie więcej. Miał mniej niż mało, ale dzielił się ze mną przysłowiową kromką chleba. Dzwoniąc do mnie witał się słowami - dzwonię kontrolnie, co tam u ciebie słychać. Bo nie trzeba było powodu do wybrania numeru. Jeszcze w niedzielę z nim rozmawiałem i umawialiśmy się na jak najszybsze spotkanie. Ot tak, po prostu. I ot tak, po prostu go nie ma. Zasnął i już się nie obudził.
Tak się nie robi...
Tak się nie robi...
--
Powiedz "nie" narkotykom? Jeśli zacznę z nimi rozmawiać, to znaczy, że już powiedziałem "tak".